Ponad 5 tysięcy przedmiotów znaleziono w zgliszczach warsztatu na Podwalu Przedmiejskim w Gdańsku. Wszystkie z tego samego tworzywa: syntetycznej żywicy fenolowo-formaldehydowej. Zbiór składa się z plastikowych paciorków, półproduktów, a także braków produkcyjnych i resztek surowca. Niegdyś produkowano tam biżuterię.
„To żaden zabytek, tylko zwykły plastik”, mógłby pomyśleć ktoś z pogardą. A jednak nie jest to zwyczajne znalezisko i dobrze się stało, że nie wywieziono go razem z gruzem.
Przy okazji warto zauważyć, że badania archeologiczne coraz częściej dotyczą najmłodszych okresów historycznych. W tym przypadku mamy do czynienia z interesującymi zjawiskami z pierwszej połowy XX wieku.
Znalezisko potwierdza, że w Gdańsku wykorzystywano bakelit – jeden z najważniejszych wynalazków minionego stulecia. Bakelit to pierwsze w historii całkowicie syntetyczne tworzywo. Ten „materiał tysiąca zastosowań”, jak głosiły ówczesne slogany reklamowe, jest odporny na ciepło i kwasy, łatwy w produkcji i obróbce.
Wynalazcą bakelitu jest Leo Hendrik Baekeland, belgijski uczony i przemysłowiec. Jego patent został zarejestrowany w 1907 roku w Stanach Zjednoczonych. Baekeland ulepszył wcześniejsze odkrycia, usprawniając proces produkcji. W 1910 r. rozpoczął masową produkcję bakelitu w Erkner koło Berlina. Szybko znalazł rynki zbytu, między innymi w przemyśle elektrotechnicznym, wojskowym i meblarskim. Do sukcesu jego fabryki przyczyniła się duża ilość dostępnego na miejscu fenolu – jednego z dwóch (obok formaldehydu) głównych składników bakelitu (wcześniej fenol był traktowany jako niechciany odpad z produkcji impregnatu do podkładów kolejowych).
W 1927 r. patent Baekelanda wygasł i otworzyły się możliwości dla nowych producentów. Już w 1934 r. w Niemczech działało 7 firm produkujących masy prasowane z żywic fenolowo-formaldehydowych; z kolei około 600 firm wykorzystywało ten materiał. Z bakelitu wytwarzano na przykład: obudowy sprzętów domowych, pióra i piórniki, elementy narzędzi i maszyn, gniazdka i wtyczki, izolatory, uchwyty, opakowania, śmigła, zapalniki, części bomb atomowych i… biżuterię. Bakelit był wszechobecny do lat 70. XX w. Wystąpił nawet w literaturze – o planecie z bakelitu napisał Stanisław Lem w swoich „Astronautach” (1951 r.). Do kategorii „nie z tej ziemi” można też zaliczyć… samochody marki Trabant, również produkowane z użyciem żywicy fenolowo-formaldehydowej.
Wróćmy teraz do Gdańska, a dokładnie do gdańskiego przemysłu pamiątkarskiego. Najpopularniejszą pamiątką z Pomorza były korale wykonane z bursztynu. A kiedy brakowało „złota północy”, producenci posiłkowali się „sztucznym bursztynem”. Współcześnie to określenie może oznaczać wiele różnych surowców; historycznie jednym z pierwszych zamienników bursztynu był bakelit. W międzywojennych książkach telefonicznych i katalogach firm gdańskich zachowały się ogłoszenia warsztatów posługujących się sztucznym bursztynem. Spektrum barw bakelitu obejmowało zakres od kremowo-miodowej do czarnej, w zależności od wypełniaczy dodanych do masy (można było też dodać drobne bursztyny).
Bakelit sprzedawano między innymi w formie lasek o okrągłym przekroju i różnych średnicach. Końcówki takich właśnie lasek znaleziono w Gdańsku na Podwalu Przedmiejskim. Widać na nich fabryczne oznaczenia wzorów. Mają różne kolory: od jasnomiodowego, poprzez wiśniowy, aż do czarnego (niektóre mogły ściemnieć ze starości albo pod wpływem ognia).
Z bakelitowych wałków wytaczano paciorki o rozmaitych kształtach: elipsoidalne, okrągłe, walcowate i dyskowate. Następnie paciorki szlifowano na gładko lub nadawano im formę kryształu; w gdańskim zbiorze znajdują się też nietypowe kształty sopli i młoteczków, które wykorzystywano do produkcji muzułmańskich sznurów modlitewnych (subha / tasbih / misbāha). Część paciorków jest wycięta w kostkę, inne w wielopłaszczyznowe kamienie, najbardziej przypominające bryłki bursztynu.
Wśród znalezisk z gdańskiego warsztatu dominują przedmioty uszkodzone, zwęglone i spękane. Tak zachowuje się bakelit w kontakcie z ogniem. Można się domyślać, że warsztat przestał istnieć po jakimś losowym pożarze zabudowy, ewentualnie pod koniec II wojny światowej (badania trwają).
Wprawdzie nie ma już elegantek, które nosiłyby korale z żywicy fenolowo-formaldehydowej, ale bakelit wciąż cieszy się zainteresowaniem kolekcjonerów, osiągając niekiedy znaczną cenę. Z kolei plastik – wywodzący się od bakelitu – stał się utrapieniem współczesnego świata. Mało tego, miasto Erkner, gdzie zaczęła się produkcja bakelitu, do dziś boryka się ze skutkami skażenia chemicznego.
Opracowanie merytoryczne i tekst: Maciej Ignasiak
Redakcja językowa i skład: Марцін Федорук
Zdjęcia zabytków: Zofia Grunt
Projekt plakatu: Lidia Nadolska
Warto kliknąć:
- Historia fabryki bakelitu w Erkner (j. niem.)
- Wirtualne muzeum bakelitu (j. niem. i ang.)